środa, 14 lutego 2018



Badania Wydolnościowe czyli co we mnie drzemie i do czego potrzebna mi jest taka wiedza ?



Jeszcze kilka lat temu, gdy jazdę na rowerze traktowałem poważnie, badania wydolnościowe były raczej słabo dostępne a ich cena zaporowa. Kolejnym argumentem przemawiającym przeciw ich zrobieniu było to, że wielokrotnie znajomi z ich wyników niewiele rozumieli. Tzn. wyglądało to tak: trzeba było gdzieś pojechać, wywalić kasę, sponiewierać się w trupa a w zamian dostawało się stos kartek z tabelkami, wykresami i cyferkami z których nawet przy istniejącym opisie badań niewiele wynikało. Można było owszem wyprowadzić wnioski co do poziomu kondycji ale by to ustalić wystarczyło po prostu pojechać w mocnej ustawce na Św. Krzyż – taniej i przyjemniej. Przypominało to obecną sytuację z miernikami mocy – wszyscy kupują bo taka moda, większość cieszy się, że zmieniają się cyferki na ekranie nic z nich nie rozumiejąc, niektórzy rozumieją więcej i próbują ułożyć w oparciu o miernik sensowny plan treningowy a jedynie pojedyncze osoby taki sensowym plan realizują. Ponieważ od jakiegoś czasu jazdę traktuję rekreacyjnie uznałem badania wydolnościowe za zbędne (mierniki mocy zresztą też). No ale co innego jak szukasz takich badań a co innego jak przychodzą same do ciebie, dodatku w wersji full i w przyzwoitej cenie. Robert zorganizował w Hotelu Europa Konsultacje Treningowe a w ich ramach m.in. badania wydolnościowe – żal nie skorzystać. Wyglądało to tak. Duża sala. Trochę kolarzy m.in. Zenon Jaskuła i Grzegorz Wajs robiący za kibiców. Obok bikefitting. Moje Dziewczyny w tym czasie zeszły na basen. Badania prowadzi Darek z ProgresLAb. Najpierw ankieta, której większa część to choroby będące przeciwskazaniem do badania. Połowy nazw nie znałem więc uznałem że ich nie mam. Ważenie, pomiar tkanki tłuszczowej, pierwsze pobranie krwi i spirometria. Wstępnie jest bardzo dobrze – tkanka tłuszczowa 5%, hematokryt ponad 47%, spirometria – większość parametrów ponad normę lub w normie. Aaa, zapomniałem napisać – kaca lekkiego mam. Wczoraj wieczorem z Anią walnęliśmy 0,7 dżinu. Test wysiłkowy odbywa się na własnym rowerze wpiętym w Ergometr. Na twarzy maska co uniemożliwia jakiekolwiek picie w trakcie.
Darek – ...ścigasz się coś ?
            - nieee, ultra trochę jeżdżę…
            - to zaczniemy od 90 wat… a Robert zrywa cię z koła ?
            - nie
            - to zaczniemy od 120…
Obciążenie jest stałe w tym sensie, że bez względu na kadencję jest cały czas takie samo (oczywiście to momentu gdy automat wchodzi na wyższy poziom). Powoduje, że można bez zmian przełożenia odnaleźć komfortową dla siebie kadencję. Początkowo lajcik – kadencja jakieś 95. Co kilka minut pobieranie krwi oraz podnoszenie o kilkadziesiąt wat obciążenia. Od razu zauważyłem dziwną zależność w miarę wzrostu obciążenia wygodniej jedzie mi się z coraz wyższą kadencją. Komfortowa jazda kończy się gdzieś przy 300 watach, tętno ostro w górę, kadencja 115. Za chwilę 330 wat, potem 360, kadencja 120. Chyba wzbudziłem zainteresowanie bo kątem oka widzę jak Grzegorz Wajs i Zenon Jaskuła podchodzą bliżej. To to teraz choćbym miał spaść z roweru to dociągnę do 390. Grunt to odpowiednia motywacja. Widzę coraz mniej. Darek próbuje mnie jeszcze dopingować. 390 wat i umieram. Matko ale się wyjechałem !
            Darek – mówiłeś że jeździsz ultra ?
                        - tak
                        - wygrywasz tam coś ?
                        - nieee
                        - to w takim razie rzuć to i zacznij uczciwie się ścigać. Z twoją wydolnością możesz w swojej kategorii wiekowej mierzyć w pierwsze miejsce na Górskich Mistrzostwach Polski wśród Mastersów.
            No i po co mi to było ? Jeszcze uwierzę w te pochlebstwa i zacznę żałować, że kupiłem rower na ramie Endurance a nie jakiegoś ścigacza.
            Dwa dni później dostałem na maila stos kolorowych kartek gdzie w zrozumiały dla mnie sposób napisane jest wszystko łącznie z wyliczeniem stref treningowych oraz wskazaniem rodzaju obciążenia w każdej strefie. Dodatkowo w razie wątpliwości jeszcze numer telefonu do ewentualnego kontaktu. Zawodowo.

poniedziałek, 6 listopada 2017

Rose Xeon Team CGF-3000



Nadszedł czas by rozejrzeć się za nową bryczką. Focus ma już 5 lat i jakkolwiek jego stan techniczny jest bez zarzutu, tym nie mniej jednak nie bardzo nadaje się do jazdy długodystansowej. Można powiedzieć o nim dużo dobrego: że jest szybki, sztywny, ładnie wygląda i takie tam ale na pewno nie jest wygodny przy dłuższej jeździe. Potrzebuję czegoś czym można sprawnie się przemieszczać nie tracąc przy tym komfortu jazdy. Producenci wychodząc frontem do klienta wymyślili ramy Endurance które właśnie taką jazdę mają ułatwiać. Oczywiście taka rama jest efektem pewnych kompromisów i trzeba pogodzić się z utratą szybkości i sztywności na podjazdach (tak w teorii oczywiście) a w zamian za to mam otrzymać tak upragniony komfort (również w teorii). Lubię szybką jazdę no ale niestety dwóch różnych rowerów sobie nie kupię. Tylko ja wiem ile czasu spędziłem w sieci szukając czegoś co będzie mi się podobało, porównując przy tym setki nieistotnych parametrów. Wybrałem Canyona Endurace. Wszystko było niemal idealne za wyjątkiem ceny. Z zakupem zwlekałem tak długo, że w momencie gdy cena na skutek jesiennej promocji stała się akceptowalna okazało się, iż nie ma mojego rozmiaru. Poszukiwania zostały wznowione. Tym razem padło na Rose Xeon Team CGF-3000 na Ultegrze, który akurat był w promocji. W ogóle zakupy w Rose to jest rewelacja. W konkretnym modelu oferowanym do sprzedaży można wymienić w zasadzie wszystko i otrzymać sprzęt idealnie dopasowany do konkretnych potrzeb. Strona internetowa w przeważającej część po polsku. Przy zakupie wersji proponowanej przez producenta wysyłka następuje natychmiast po zaksięgowaniu pieniędzy. Przy zmianach dokonywanych przez klienta wysyłka do trzech tygodni. Czas nie miał znaczenia więc zmieniłem mostek na krótszy a korbę z dziecięcej (50x34) na damską (52x36) za to z krótszym ramieniem (170 mm). Kierownica – 40 cm. Waga deklarowana przez producenta to 6.99 kg (kłamczuchy). Z wagi można jeszcze nieco zejść wkładając lżejsze koła, siodełko i kierownicę ale uznałem że pieniądze w ten sposób wydane (których i tak nie miałem) są nieadekwatne do uzyskanego efektu. Teoretycznie minus zakupu roweru w sieci jest taki, że nie można się do niego przymierzyć tyle, że przecież przymiarka w sklepie stacjonarnym też tak naprawdę niewiele daje. Dopiero przynajmniej kilkunasto(kilkudziesięcio)kilometrowa jazda daje wstępny pogląd na dopasowanie roweru. Przy samej płatności opłaca sie trochę pokombinować a to dlatego, że cena jest w euro. Nie warto wchodzić z własnym bankiem w żadne transakcje walutowe – kursy walut są bandyckie a do tego naliczają jakieś tam opłaty. Na takiej transakcji można lekko popłynąć kilka stów. Nie ruszając się zza biurka zrobiłem tak: w swoim banku założyłem konto walutowe (za darmo). Można wziąć do takiego konta kartę walutową (o ile jest za darmo). Ja dałem sobie spokój z kartą a to dlatego, że obawiałem się cyrku związanego z późniejszą rezygnacją z niej. Następnie na stronie cinkciarz.pl założyłem konto na które przelałem złotówki (pożyczone zresztą wcześniej od banku) i na swoje konto walutowe dostałem przelew zwrotny w euro. Dalej już z górki  - przelew SEPA do Rose płatny 1,2 euro (przy płatności kartą za darmo). No i teraz trzy tygodnie czekania. Skłamałbym gdybym powiedział, że w tym czasie nie sprawdzałem codziennie statusu zamówienia. Dokładnie po trzech tygodnia kurier przyniósł paczuszkę trzymając ją jedną ręką. Pierwsze estetyczne wrażenie – rower jest ładny, nawet bardzo ładny. Kolor zamiast zamówionego „grey coś tam” czarny mat. Brakuje tylko czarnych stożkowych obręczy tak ze 38 mm i w ogóle byłoby idealnie. Same rury są hmm... oryginalne. Pozioma ma przekrój zbliżony do trapezu o zmiennym przekroju w dodatku jest lekko wygięta ale nie do góry lecz w dół, podsiodłowa była by okrągła gdyby nie to, że plecy ma płaskie (nie wiem jak nazwać taki kształt); skośna – przekrój grubego trapezu o zmiennej wielkości przekroju wyżej przechodzący w trójkąt. Te dwie ostatnie łączą się w węźle suportu z widełkami w jakiś przedziwny sposób.
W to wszystko wpisują się górne ramiona widełek które nie tylko, że w górnej części są wygięte to jeszcze częściowo omijają rurę podsiodłową łącząc się bezpośrednio z poziomą a w miejscu łączenia znajduje się zintegrowana obejma sztycy. Całości dopełnia tylni hamulec umieszczony pod węzłem suportu. Wszystkie linie i płaszczyzny nieodparcie nasuwają spostrzeżenie, że twórca ramy jest  miłośnikiem Gaudiego. 
Ale to wszystko wydaje się dziwne tylko wtedy gdy poszczególne elementy oglądamy osobno. W całości rama jest harmonijna i bardzo miła dla oka. W paczce gadżety – buff i plecaczek. Rower wyregulowany. Trzeba tylko założyć kierownicę, pedały i przednie koło. Oczywiście przez kilka dni nie miałem możliwości wyjść z nim w plener bo akurat padało. Wrażenia z jazdy ? Pierwsze jest takie, że siedzi się dziwnie. Wyżej niż na szosówkach na których dotychczas jeździłem ale jednocześnie pozycja jest zupełnie niewymuszona. Jest po prostu wygodnie. Przejechałem się kilka kilometrów po płaskim. Hmm… rower jak rower – jedzie. A potem wjechałem na kilkusetmetrowy kawałek solidnych dziur i łat w asfalcie i oniemiałem. W ogóle nie czuć nierówności. Wszystko ładnie wybrane, nie wyrywa rąk z barków, nie łamie nadgarstków; nie odpada też głowa od karku. Wrażenie jest takie jakby rama miała amortyzację a koła przynajmniej 2.10 i niskie ciśnienie tyle, że prędkość jest znacznie większa. Niesamowite. Na kolejny test wybrałem taki segment: https://www.strava.com/segments/16110452 Pozornie łatwy ale tylko pozornie a to dlatego, że start jest z minimalnej prędkości i od razu pod górkę a sam KOM wydawał się dość mocno wyżyłowany. Rower zbiera się niesamowicie; w dolnym chwycie na stojąco niemal od razu wskoczyło 40 km/h i to mimo tego, że na początku jest jakieś 3-4 %. Wcale nie jest miękki – wręcz przeciwnie sztywność jest niesamowita a osiągniętą prędkość zadziwiająco łatwo udaje się utrzymać. Sama kierownica mimo tego że jest dość płytka również robi dobre wrażenie. No cóż po tym teście KOM zmienił właściciela. Potem coś sztywnego: https://www.strava.com/segments/10827286 - maksymalnie gdzieś koło 14% W ogóle nie czuć tej stromizny. Rower pięknie wjeżdża i to zarówno na stojąco jak i na miękkim przełożeniu na siedząco. Pokręciłem się trochę po okolicy zachwycony nową zabawką. Mimo stosunkowo wysoko położonego środka ciężkości ładnie składa się w zakręty. Trafiony jest również pomysł z korbą 52/36 która przy kasecie 11/32 daje olbrzymi zakres przełożeń. Także krótsze ramię korby daje wrażenie bardziej płynnej jazdy. Tak naprawdę jedyne co zrobiłem w trakcie pierwszej jazdy to wyregulowałem nieco siodełko. Aktualnie mam na nim zrobione coś ok. 300 km co jest zdecydowanie za małą wartością by ocenić przydatność na dłuższych trasach ale już teraz wiem że jest on stworzony do atakowania górek (pisałem coś na początku o kompromisach ?). Wybrałem sobie dodatkowo kilka sztywnych podjazdów w okolicy i prędkość z jaką jestem w stanie na nie wjechać powoduje u mnie opad szczęki. Wstępnie mam wygodny rower który fajnie podjeżdża. Co ciekawsze mimo, że rower ładnie wybiera nierówności jednocześnie nic nie traci ze swojej sztywności na podjazdach. Nie wiem jak producent zdołał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu ale efekt jest świetny. Minusy ? Muszą być jakieś minusy. Na początek waga. 6.99 kg dla rozmiaru 57 deklarowana przez producenta to jest jakaś fantazja. Mój egzemplarz w rozmiarze 53 waży 7,20 kg. Oczywiście wiem, że producent zastrzega sobie aż 5% tolerancję wagi ale to i tak jest lipa. Nie ma jednak co z tego powodu robić scen. Po prostu schudnę te 200 gram. Rower słabiej jedzie pod czołowy wiatr – no ale chyba nie może być inaczej. Główka ramy jest wysoka a co za tym idzie aerodynamika nieubłagana. Myślę, że da się to częściowo zniwelować lemondką. A na koniec mały feler techniczny. Linki przerzutek mają zamontowane baryłki. Fajna rzecz która umożliwia regulację przerzutek w trakcie jazdy. Tyle że ktoś umieścił je bezpośrednio po wyjściu z owijki co powoduje, że opierają się o kierownicę i nawet na postoju ciężko nimi obracać a podczas jazdy jest to niemożliwe. Zmienię to przy wymianie linek a na wiosnę zrobię jakiś test długodystansowy. 


Dlaczego nie kupiłem sobie takiego roweru wcześniej ?... 
/Marcin/